W spektaklu epatującym przemocą zabrakło możliwości i nadziei. Zabrakło kontrapunktu, który sproblematyzowałby wszystko, co zobaczyliśmy. To bardzo proste, ale też niezbędne oczekiwanie. Wobec nagromadzenia przemocy w tym spektaklu niewiele by to zmieniło, przemoc i tak by się wydarzyła, i tak musielibyśmy ją oglądać bez możliwości reakcji. Byłoby jednak jasne, że Öhrn przynajmniej próbuje stanąć po stronie ofiar — dosyć nieudolnie, ale jednak. Finalnie „Trzy epizody z życia” dają przestrzeń oprawcy i oprawcom w ogóle.

zdjęcie: Nurith Wagner-Strauss